26 lipca 2016

Tomek Kopyra o warzeniu piwa

Cześć. Tutaj Tomek Kopyra z blogu blogkopyrakom. Posłuchaj, bo nie będę następny raz tego powtarzał. 6 lat piszę, nagrywam, mówię o piwie i wszystko jak krew w piach. Dzisiaj odpalam na fejsbuku dostaje link najpierw rano do artykułu cytującego materiał z agencji yyyyprawda prasowej niuseria na temat piwa. Dziennikarz zamiast wziąść zrobić kontrolc, kontrolv na Interii, zamiast to po prostu skopiować i wkleić bo do niczego więcej się nie nadaje on sobie dodaje swoje dopiski, że „piwo w Polsce można warzyć bez ograniczeń, musimy tylko się zastanowić ile chcemy przeznaczyć na sprzedaż bo tu się zaczynają kło” Nie! Piwa domowego nie można sprzedawać. W ogóle! Nie tam troszkę, może 10 litrów, nie w ogóle nie można sprzedawać piwa domowego! Można tylko na własny użytek. Druga sprawa, otwieram następny artykuł yyy zrobiony na zlecenie Kompanii Piwowarskiej, największego producenta piwa w tym kraju, w tym kraju, w tym kraju, w którym się konsumuje najwięcej prawie piwa na świecie! Zapiszcie to sobie w pamięci Blisko 100 litrów na głowe konsumuje przeciętny polak piwa rozumiecie? Jesteśmy na czwartym miejscu na swiecie, za Czechami, Niemcami, Austriakami, no czasami równo z Estonią, czasami Estonia nas wyprzedza. Zapiszcie sobie w tychyyyyych swoich notatnikach, czy w głowach czy w pamięci, że żenujące są błędy takie, gdy ktoś nie wie w jaki sposób powstaje piwo. Piwo jest trunkiem narodowym polaków rozumiecie? NIE WÓDA, NIE JAKIEŚ TANIE JABOLENIEWIADOMOCO, NIE MOŻE WINA, BYŚCIE MOŻE WOLELI ŻEBY WINO, WINO JEST TAKIE TEN, MOŻE WHISKYOHOOOMOO, NIE HUMA PIWO! PIWO JEST NARODOWYM NAPOJEM POLAKÓW I KAŻDE DZIECKO OD MAŁEGO PO KURCZE STARCA NAJWIĘKSZEGO MA WIEDZIEĆ JAK PIWO POWSTAJE. PIWO POWSTAJE W WYNIKU WARZENIA PRZEZ ERZET, DLACZEGO!? BO TO ZNACZY GOTOWAĆ! GOTOWAĆ! GOTUJE SIĘ BRZECZKĘ! BRZECZKĘ, NIE BRZĘCZKĘ, BO BRZĘCZKA TO JEST KURWA PTAK! Wiec gotuje się brzeczkę, właściwie zaciera się, potem się ją gotuje z chmielem, który jest tylko przyprawą i piwo nie jest zupą chmielową, tak samo jak rosół nie jest zupą pieprzową. Nie jest złocistym kurczę pieprzonym trunkiem, bo tak samo może być czarne, może być brązowe, czerwone, jakie tam chcesz, oprócz zielonego bo to jest shit do którego dolewa się niebieskiego barwnika, ale zostawmy to. PIWO SIĘ WARZY PRZEZ ERZET TO JEST KUWA WAŻNE. Warzy się, potem tę brzeczkę się fermentuje i koniec, koniec a nie ja czytam w artykule który powstał na zlecenie Kompanii Piwowarskiej dotyczącej ich Golden Ale, ktoś za to dał pieniądze, ktoś ten artykuł widział i go zaaprobował i nie zauważył, że napisali warzone przeż ż z kropką i że napisali że poddane procesowi destylacji i filtacji ale bo taką nazwę nosił ważony przez ż przez Brytyjczyków trunek było również głownym źródłem składników odżywczych podczas wielkiego psotu. Co za bzdury!? Żadnej destylacji! Destyluje się alkohole mocniejsze, wódkę, whisky, koniak, tak? Tam jest destylacja, w piwie nie ma żadnej destylacji, tak samo ja w piwowarstwie domowym się piwa nie pędzi, pędzi się bimber, piwo się warzy, warzy czyli gotuje, gotuje! Zakonotujcie to sobie żebyście nie pisali warzone przez ż bo mnie po prostu już szlag trafia! Ile można, ile!? Piwne mity, 100 pytań i wszystko jak krew w piach, człowiek sobie żyły wypruwa! I dalej jakiś cymbał jeden z drugim sobie pisze warzone.. Jak wam poprawia wasz edytor tekstu to go kurwa zmiencie, albo weźcie sobie napiszcie w wyjątkach. Bo wiem że tak czasami jest, że warzone automatycznie poprawia na ż. No nie może tak być! Warzymy przez rzyerzet! Zapamiętajcie sobie kaszka dzieciom kaszkę warzyła… Warzyła przez erzet! Gotowała znaczy! Piwo powstaje ze słodu, głównie! Chmiel jest dodatkiem, niekoniecznym, fffff nie wiem co jeszcze mam powiedziec.. alkohol przez samo h… i pszeniczne przez sz a nie rz, to tyle, narazie, cześć

18 maja 2016

Mistrz cichaczy xD



Pewnie każdy #niebieskipasek zna to uczucie kiedy pokarm trawiony w jelitach wydziela gazy, które później muszą jakoś opuścić organizm. Jak byłem mały i puszczałem bąki to mama mówiła, że to wstyd i że tak nie można. Nauczyłem się, że w miejscu publicznym nie można robić takich rzeczy. Będąc coraz starszy uczyłem się różnych rzeczy i nauczyłem się również tego, jak bezdźwięcznie puścić bąka. Na początku była to loteria. Raz był dźwięk a raz nie. Z czasem jak wiecie przychodzi doświadczenie. Tak też było i tym razem.

W gimbazie opanowałem do perfekcji puszczanie cichaczy. Lekkie rozszerzenie pośladków na krześle i operowanie zwieraczem miałem opanowane jak nikt inny. Nie jadłem nic szczególnie niezdrowego, więc jelita sobie ulżyły, ja pozbyłem się problemu a przy tym praktycznie nie było nic czuć. W licbazie zaczeły się wycieczki z kumplami na browara, do maka na jakiegoś hamburgera, a najczęściej chodziliśmy do turasa na kebaba. Strasznie mi smakował. Potrafiłem wciągnąc nawet podwójną porcję mięsa. Mój żołądek i jelita nie były tak zachwycone jak kubki smakowe i ciągle mi się odbijało. No ale doświadczenie pozwalało mi wypuścić bezdźwięcznie gazy zarówno górą jak i dołem. Życie płynęło sobie dalej. Puszczałem cichaczem bąki kiedy tylko miałem na to ochotę. W sklepie, w kościele, u rodziny, u znajomych, w szkole, no po prostu wszędzie. Cały czas taktyka była taka sama: zjebać się, ale nie dać po sobie poznać, że to własnie ja. Miałem to opanowane po mistrzowsku. Jakby była taka dyscyplina olimpijska to z miejsca bym startował i zakładam, że zająłbym wysokie miejsce na podium. W pomieszczeniu śmierdziało, a ja zachowywałem kamienną twarz. Nigdy nikt nie pomyślał, że to własnie ja.

Pod koniec licbazy a na początku studiów wziąłem się za siebie. Chodziłem na siłkę, biegałem i te sprawy. Zauważyłem, że człowiek mniej śmierdzi jak ogoli włosy pod pachami. Utrzymywałem brak owłosienia pod pachami i było to bardzo higieniczne. Zero zapachu potu. To włosy zawsze trzymają najwięcej zapachu, także dobrze radzę się ich pozbyć. Nabrałem dzieki temu pewności siebie i nie bałem się podbijać do dziewczyn.

Teraz w sumie zaczyna się sedno mojej historii. Poznałem na studiach fajną loszkę 8/10. Miła, ładna, zabawna. Bardzo fajnie mi się z nią rozmawiało i miałem nadzieję na coś więcej. Spotykaliśmy się i byliśmy coraz bliżej. Chodziliśmy na spacery, do kina, teatru itd. Niestety oprócz mnie był taki jeden Paweł. Według mnie przystojniejszy ode mnie, pochodził z bogatego domu, miał drogie i ładne ubrania, do tego był taki kontaktowy zawsze zabawiał towarzystwo i też podbijał do tej samej dziewczyny co ja. Myślałem jak pozbyć się tego człowieka i nic nie mogłem wymyślić.

Pewnego dnia na zajęciach z analizy matematycznej Paweł siedział w ławce przed moją wybraną, a ja siedziałem ławkę obok (koło okna). Muszę jeszcze powiedzieć, że Paweł miał to do siebie, że mimo swojego dobrego stylu czasami powiedział coś głupiego albo zachował się jak taki prostak i np. jak poczuje smród albo usłyszy dźwięki bąka to nie oburzy się tylko zacznie się śmiać. Stwierdziłem, że to wykorzystam. Mój plan był taki: puszcze bąka, i muszę zrobić to tak, żeby Ania poczuła to jako pierwsza i żeby winą obarczyła siedzącego przed nią Pawła. Myślałem, że to skutecznie zniechęci ją do Pawła i nie będzie zwracać na niego uwagi. Pierwszą połowę zajęć miałem w dupie co mówi prowadzący i obmyślałem plan. Zobaczyłem, że kratka wentylacyjna jest na drugim końcu sali prawie na lini między mną a Anią. Na przerwie pozamykałem okna i uchyliłem tylko to obok mnie, żeby ciąg powietrza przeciągnął moje śmierdzące gazy do kratki wentylacyjnej zahaczając o nozdrza Ani. Problem był tylko jeden. Musiałem to zrobić tak, żeby nikt mnie o to nie podejrzewał i żeby to Ania poczuła jako pierwsza a nie ktoś za mną albo przed Pawłem. Obliczyłem w głowie jak muszę ustawić tyłek, żeby gazy dobrze poleciały i mówię: a chuj, jak nie teraz to nigdy. Całą poprzednią połowę zajęć nie wypuszczałem gazów, żeby teraz zrobić skumulowany atak. Odliczam w głowie 3, 2, 1 iiiiii...

I w tym momencie muszę przerwać napięcie i opowiedzieć Wam, co działo się dzień wcześniej. Dzień wcześniej stwierdziłem, że może zrobię sobie depilacje części intymnych. Mówiąc bardziej prostym jezykiem stwierdziłem, że ogolę sobie jaja. Ogoliłem najpierw maszynką do włosów, a później maszynką do golenia. Pierwszy raz miałem penisa i okolice łyse jak kolano. Swoją drogą dziwne uczucie. Stwierdziłem, że idziemy na całość i ogoliłem również tyłek. Ucieszyłem się na myśl, że nigdy więcej nie będę się musiał obawiać o zapach tyłka kiedy nie będzie tam włosów, które to trzymają zapach każdego bąka, a muszę przyznać, że nie żałowałem sobie. No i pozbawiony włosów z okolic intymnych poszedłem spać. Rano wstałem, zjadłem śniadanie, później na zajęcia i w okienu wciągnąłem kebaba od turasa. Wracamy teraz do meritum.

Odliczam w głowie: 3, 2, 1 iii buuum. Zgodnie z moim doświadczeniem zrobiłem to tak samo jak robiłem przez ostatnie setki razy. Niestety okazało się, że zgolenie włosów między pośladkami było, powiedzmy to łagodnie, nietrafionym posunięciem xD. Jak się zjebałem, jak moje pośladki wpadły w drgania harmoniczne wydobywający dźwięk o zbliżonej częstotliwości. Kurwa. Teraz wiem, że zasługa cichaczy to nie było tylko doświadczenia ale i odpowiednie przygotowanie ciała. Wyobraźcie sobie to: cisza na sali nagle z całych sił takie PRRRRRRRRrrrr! Jeszcze stwierdziłem, że zjebie sie z całych sil, niech Paweł zobaczy co to znaczy prawdziwa walka o dziewczyne, niech widzi z kim ma do czynienia xD Należy również przypomnieć sobie co jadlem przed zajęciami... Taaak, był to Kebab z sosem czosnkowym. Turas go zajebiście przyprawia, ale jelita cierpią jak nigdy, chociaż w tym momencie to już nie jelita cierpiały a moja reputacja xD Myślę sobie "no ładnieś nawywijał dzielny rycerzu". Wszystkie oczy wpatrzone we mnie a ja już wiem, że za chwile cały wystrzelony ładunek wyleci ze spodni. Prowadzący powiedział nieśmiało patrząc na mnie, żeby ktoś otworzył okno. Aż mi się wtedy przykro zrobiło... Myślę sobie: matko święta, moje obliczenia drogi bąka do kratki wentylacyjnej chuj strzelił. Otwarte okna spowodowały takie zawirowania powietrza, że zapach poczuł każdy... W sumie to nie zapach tylko smród bo jebało niemiłosiernie. Przysłowie, które mówi, że prawdziwy kebab piecze dwa razy się tutaj sprawdziło xD Przy tym wszystkim udawanie niewiniątka raczej nie wchodziło w grę xD Wszyscy zaczęli jęczeć i stękać, kaszleć. Prowadzący skończył zajęcia pół godziny przed czasem xD Chociaż jedna pozytywna rzecz z tego dnia... Moje szanse u Ani legły w gruzach. Szacunek z poziomu lvl90 spadł do lvl minusover9000. Nie mogłem patrzeć ludziom w oczy. Przez pierwszy tydzień ludzie jak się na mnie patrzyli to momentalnie zaczęli się śmiać. Najgorszy czas w moim życiu. Po miesiącu wszystko wróciło do normy, nawet Ania odpowiadała mi na "cześć" ale jednak nie chciała się ze mną umówić. Pewnie niesmak pozostał xD

15 marca 2016

Sól do zmywarki

bądź mną
wyprowadź się od starych
właściciel mieszkania wstawia ci zmywarkę
kup kostki do zmywarki
umyj naczynia
zostają na nich zacieki
dowiedz się, że musisz kupić też sól do zmywarki, żeby nie było tych śladów
w sklepie tylko opakowania po 9000 kilo za 9000 złotych
nie potrzebujesz aż tyle i nie chcesz wydawać hajsu
pojedź do rodziców na obiad
odsyp sobie od nich trochę soli do torebki, bo oni też mają zmywarkę
wracaj do domu
stój na przystanku
pal szluga (sam skręcam)
podjeżdżają bagiety nieoznakowanym samochodem
CO PAN TAM PALI?
SZLUGE
bagieta wącha
WSZYSTKO OK, ALE JAK JUŻ SIĘ ZATRZYMALIŚMY TO PAN JESZCZE KIESZENIE I PLECAK POKAŻE
wyciągają ci z plecaka torebkę z solą do zmywarki
OOOOOO
UUUUUUUUUU
OOOOOOOOOOOO
UUUUUUUUUUUUUUUU
NO TERAS TO MASZ MŁODY PRZEJEBANE
W11 ODBIÓR PODEŚLIJCIE CHŁOPAKÓW NA JANA PAWŁA DRUGIEGO, MAMY TO ZDARZENIE
tłumaczenie nic nie pomaga
po 5 minutach trzy bagietowozy
wszyscy ludzie na przystanku patrzą
ty w kajdankach
6 bagieciarzy stoi dookoła
MARIUSZ WEŹ RZUĆ OKIEM BO TY NA TYM SZKOLENIU BYŁEŚ, ILE TEGO JEST?
NO BOGDAN ZE 100 GRAMUW BENDZIE, AMFETAMINA ALBO MEFEDRON, ALBO NAWET KOKS
IDZIESZ DO PIERDLA PROSTO, ROZUMIESZ SKURWYSYNU?
PROKURATOR CI OD RAZU DA SANKI ZA COŚ TAKIEGO KUMASZ CHUJU? DO WRZEŚNIA W ARESZCIE POSIEDZISZ
ALE PANIE BAGIETMAJSTRZE TO NA PRAWDĘ SÓL CZANÓW DO ZMYWARKI
MNIE NIE OSZUKASZ, 10 LAT W POLICJI ROBIĘ GNOJU JEBANY
jedziecie na komisariat
całkowite przeszukanie
te słynne przysiady (pozdro dla kumatych)
przykuty do krzesła
na wadze wychodzi 120 gram soli do zmywarki lub jak kto woli mefedronu
ZNASZ ROBSONA?
ZNASZ CYGANA?
ZNASZ SIWEGO?
DLA KOGO LATASZ?
SKĄD TO KURWO MASZ?
plaskuny na mordę
kopanie po kostkach
opowiadanie jak mi pod celą spreparują anus
zebrało się pół komisariatu
wszyscy opowiadają jaki zaraz wpierdol dostanę jak się nie przyznam do posiadania narkotyków i nie powiem skąd mam
wszyscy grożą ile to lat będę siedział w więzieniu
ja już kurwa łzy w oczach
przychodzi jakiś komendant
A CO TU SIĘ DZIEJE?
ZŁAPALIŚMY WIELKIEGO HANDLARZA PANIE KOMENDANCIE
drzyj mordę, że przyrzekasz, że to sól do zmywarki
NO JAK DLA MNIE TO FAKTYCZNIE SÓL, KILKA DNI TEMU SAM DOSYPYWAŁEM, ALE TRZEBA DO BADAŃ DO LABORATORIUM
perspektywa siedzenie w sztumie aż będą wyniki badań z laboratorium
powiedz, że możecie pojechać do domu do starych i porównać
komendant mówi żeby tak zrobić
jedziesz komisyjnie z czterema bagietmajstrami do starych
TY MARIUSZ TYLKO MUSIMY NA ORIENCIE BO MOŻE GNÓJ NAS CHCE W PUŁAPKIE WZIONŚĆ
jak wchodzicie do starych to bagiety ręce mają na kaburach
PANI GAŁECKA? PRZESZUKANIE! PANI POKAŻE SÓL DO ZMYWARKI xDDDDD
starzy oszołomieni jakby się piwa napili
matka pokazuje sól
wygląda tak samo
atmosfera się trochę uspokaja
bagietmajstrzy myślą
ALE SKĄD JA MOGĘ WIEDZIEĆ CZY PANI TEŻ TU KOKAINY NIE TRZYMA CZO?
slodki_jezu.png
jedziesz z matką, ojcem i czterema policjantami do sklepu
komisyjnie kupujecie paczkę over soli 9000 kilo za 9000 złotych
mandoliny ludzi przy kasie jak 7 osób w tym 3 bagiety kupują paczkę soli najlepsze xDDD
bagiety wysypują trochę na maskę radiowozu
takie same jak to z plecaka i to z domu
HEHE SORY MŁODY, SAM ROZUMIESZ, ŻE TO PODEJRZANIE WYGLĄDAŁO NIE XD
oddaj sól starym
wróć do domu
postanów zmywać ręcznie do końca życia

SPORTOWE ŚWIRY

WITAM SPORTOWE ŚWIRY JEST 6 RANO JA WŁAŚNIE SZYKUJE SIĘ NA NASTĘPNY DZIEŃ SPORTOWYCH ZMAGAŃ ZA GODZINĘ ODWIOZĘ MOJĄ AMELKĘ DO SZKOŁY A POTEM WRÓCĘ ZROBIĆ POSIŁKI PODKREŚLAM POSIŁKI NA CAŁY DZIEŃ W POJEMNIKACH NA MROŻONKI NO WITAM ODWIOZŁEM JUŻ AMELKĘ ROBIĘ TERAZ MOJEGO OMLETA Z 600 GRAM BIAŁEK JAJ ORZECHÓW MIGDAŁÓW MASŁA ORZECHOWEGO CYNAMONU I PIEPRZU KAJEŃSKIEGO DLA ZŁAMANIA SMAKU NA NASTĘPNE POSIŁKI PODKREŚLAM POSIŁKI MAM INDYKA Z RYŻEM I WARZYWAMI ŁOSOSIA Z KASZĄ JAGLANĄ KTÓRA ROZGRZEWA ORGANIZM RÓWNIEŻ Z WARZYWAMI TERAZ LECĘ NA TRENING ALE WY PRZECIEŻ BĘDZIECIE ZE MNĄ WITAM WŁAŚNIE ROBIĘ TRENING Z PAPAJEM ZARAZ IDZIEMY NA WYKWINTNY OBIAD CZYLI NA STEKI Z ZIEMNIAKAMI WITAM WŁAŚNIE SKOŃCZYLIŚMY TRENING TERAZ ZESTAW NAPRAWCZY GLUTAMINA TURBO DŻETY IZOLAT BIORĘ PRYSZNIC I IDZIEMY NA STEKI WITAM JA WŁAŚNIE JUŻ WRÓCIŁEM DO DOMU Z CAŁĄ RODZINKĄ I ROBIĘ SWOJEGO OMLETA Z 600 GRAM BIAŁEK JAJ Z OWSIANKĄ I MIGDAŁAMI LUDZIE PYTAJĄ MNIE CO JEMY NA WIGILIĘ WIĘC OPOWIEM WAM KARPIA KTÓRY JEST TŁUSTY ZASTĘPUJEMY ŁOSOSIEM PIEROGI Z KAPUSTĄ I GRZYBAMI ZASTĘPUJEMY PIEROGAMI Z MĄKI ORKISZOWEJ Z BIAŁKAMI JAJ I MIGDAŁAMI DO SAŁATKI JARZYNOWEJ DODAJEMY GLUTAMINĘ I TURBO DŻETY Z MAJONEZEM FIT BARSZCZE CZERWONY ZASTĘPUJEMY SOKIEM Z BURAKÓW KTÓRY PODGRZEWAMY W GARNKU I TAK DALEJ JA WŁAŚNIE SKOŃCZYŁEM JEŚĆ MOJEGO OMLETA ODPISUJE TERAZ NA WASZE MAILE I ZARAZ BĘDĘ SZEDŁ SPAĆ BO JUTRO KOLEJNY DZIEŃ SPORTOWYCH ZMAGAŃ NO WITAM JA JUŻ IDĘ SPAĆ Z MOJĄ KOCHANĄ ASIUNIĄ PAMIĘTAJCIE STO PROCENT NA TRENINGU ALBO NIC! POZDRO!

12 marca 2016

Kiblowy dyrygent

Lubię, jak wchodzę do pracbazowego kibla na poranne posiedzenie. Dwie kabiny zajęte. I tak siedzą po cichutku lokatorzy tych kabin. Wyczekują, kto pierwszy wyjdzie. Że oni niby tu tylko hehe nosa wydmuchać. Wszechobecną ciszę narusza jedynie charakterystyczne tapanie palcy w ekrany telefonów. I tak wyczekują. W ciszy. Wtedy wchodzę ja, niczym komendant na posterunek. Zasiadam na tronie i w pełnej oprawie dźwiękowej robię to, po co tu przyszedłem. Wtem z otaczających mnie kabin zaczynają się wydobywać akompaniujące mi, podobne dźwięki. Okowy ciszy zostały zerwane. Orkiestra w końcu gra w harmonii. Zapach wolności unosi się w całym pomieszczeniu, a kompani w duchu dziękują mi za wybawienie. To ja, Mistrz Ceremonii. Kiblowy dyrygent, wyzwoliciel stłamszonych.

7 marca 2016

Birofile xD

Wkurwiają mnie już tacy piwosze-neofici, co to kurwa całe życie walili harnasie za 1,99 i inne tatry, a teraz nagle koneserzy piw kraftowych. 

Pół biedy, jak ustawiasz się na piwo w plenerze. Teraz każdy monopolowy musi mieć w lodówkach jakieś ciachany palone, kormorany niskosłodzone i inne żywe bezglutenowe, nabierze sobie taki 6 różnych do siatki i zadowolony nie truje dupy. Ale nie daj boże kup sobie piwo jakiegoś większego browaru. Nie mówię to o obiektywnie hujowych harnasiach, żubrach czy innych tyskich, ale normalnych piwkach typu perła czy Łomża, co to przyjemnie obalić latem bez kontemplacji bukietu smakowego. Zaraz się zaczyna:

- hurrr durrr co ty pijesz, koncernowe siki, jebie tekturo, za tyle samo mogłeś mieć ekokraftowy CIEMNY PRZENICZNY LAGER PILS PALONY JASNY PEŁNY z BROWARU KOCZKODAN, mmm, pacz jakie to dobre, wyliżem jeszcze butelke po wypicu!!!!!!!

Nieważne, że 5 lat temu sami spuszczali się nad „perło export”, bo okazało się, że istnieje poniżej 4 zł coś nie jebie żółcią jak harnaś i nie chce się rzygać wypiciu 7. 

Prawdziwa jazda zaczyna się przy próbie ustawienia w jakiejś knajpie. Lokale z wyborem mniejszym niż 15 gatunków piw kratowych albo belgijskich czy niemieckich odpadają. Rzut oka na kartę wystarczy, i już trzoda:

- o, nie ma południowosakosńskiego stouta 16894 IPA uberchmielone 69 IBU z browaru Himmler, wychodzimy, co mie tu jakimś guwnem pizner urkłel chco otruć! 
Koniec końców po sprawdzeniu wszystkich lokali z jedzeniem lądujesz w jakimś speluno pubie z gównomuzyką i wyborem 10 0000 piw o zjebanych nazwach typu „atomowy morświn”, „natarcie pszenicy” albo o nazwach na zasadzie „w chuj długa nazwa procesu technologicznego+nazwa wioski, z której jest browar”

-pacz to je zajebisty lokal, to je wybór, mmm, ukraińskie piwo pszeniczne środkowej fermentacji wysokohmielone palone otwartej ekstaktacji w niedomknietej kadzi browaru Jabolon, w schłodzonym kuflu, tak jak mówił Kopyr na blogu, boże, jakie to dobre, mmm…

I żłopie tą zupę o konsystencji gunwa, co to do niczego nie podobna. To tyle żali na dziś, gorzej jak spotka się dwóch takich januszy koneserów piwa i pierdolo całe spotkanie, ale to już temat na inną opowieć, jak chcecie, to napisze…

4 marca 2016

W mięsnym...

Stoję w kolejce, przede mną jakaś para, przed nimi jakaś laska, wcześniej wężyk starych bab. Laska się obraca i zauważa ją ta z pary. I się zaczyna.

- Ewa!?
- Klaudia?! O jaaa, Zajebiście się tak spotkać. W mięsnym, hihihi
- Zajebiście! Dawno się nie widziałyśmy. Kiedy ostatnio? U Marcina na melanżu? Naprawdę zajebiście hihihi.
- U Maćka i Magdy się widziałyśmy chyba
- Nie byłam wtedy, nad morzem byłam, z Moniką pojechaliśmy do Marty i jej tego nowego ich odwiedzić
- No ale i tak zajebiście no.
- No. Zajebiście wyglądasz! Byłaś u fryzjera? Zajebiście!
- No byłam, dzięki, dzięki. Wiem, zajebiście. Hi hi.
Gość z pary milczy. Stoi. Lampi się w kiełbasy. Chyba je liczy. Medytuje w mięsnym.
- Byłam u fryzjera i wyobraź sobie, że jak wracałam autem, to mi wszyscy kierowcy migali światłami. Masakra, mówię ci. Dobry stylista to podstawa.

Nie dowierzam. Zerkam do kolesia od kiełbas. On też chyba nie dowierza. Odpłynął do odległej mięsnej krainy, wzrok wbity gdzieś w ostatni rząd z polędwicami. I nie odrywając wzroku od wędlin, robotycznym głosem mówi:
- A światła miałaś włączone?
- Co?
- Czy miałaś światła mijania włączone w samochodzie?
- Hihihi nie wiem, od fryzjera wracałam. Skąd Ty go wytrzasnęłaś Klaudia? Hihihi.

Wtedy spotkałem wzrok kolesia. Pustka. Zabrała mu duszę. Odwrócił się w ciszy, znowu do kiełbas. Szkoda człowieka.

1 marca 2016

Mafia zapiexowa

Jakieś 2 miesiące temu otworzyli mi pod blokiem nową knajpę serwującą zapiexy. Ja jako prawilny anon niewychodziłem z domu, bo babełe zawsze obiad robiła, ale jakieś półtora miesiąców temu babe postanowiła mi sprawić przyjemność i zamiast schabowego powiedziała mi żebym poszedł na te nowe zapiexy i mi dała 10 zł. Oczywiście heatingsy itd ale wyjebałem tam pomyślałem że zjem sobie coś dobrego i nie polaczkowego. I kurwa wchodzę tam, był wieczór już i ciemno no i lokal mały, w środku nikogo nie ma, za ladą jakiś seba i ja wybieram sobie z menu zapiexę z paperoni i czymś tam i czekam. W między czasie wchodzi do lokalu dwóch sebixów i podają rękę gościowi za ladą po czym podchodza do mnie, ja już sraka w majtach i mi też podają rękę i mówią siemanko. Ja cały zdezorientowany też mówię siemanko i podaję ręce i dumłem trochę nawet nie wiem z czego. Dostałem zapiexa i wpierdalam. Był dobry xD do lokalu wchodzą kolejne seby i się kurwa ze wszystkimi witają i ze mną też, rzucają smacznego. No kurwa kosmos xD okazało się, że takie tu sa zwyczaje, wszyscy się znają, a kto nowy to się go poznaje i tak sie wita. Kurwa naony xD w końcu ktoś mnie zauważył i potraktował na równi ze sobą. Czułem się dumny i jako część ich środowiska. Postanowiłem że zacznę tam przychodzić. Zawsze jak wchodziłem i ktoś był to najpierw się witałem z gościem za ladą, a potem z resztą, czasem ich było dużo, ale z każdym trzeba było się przywitać i życzyć smacznego. Z czasem zaczełem gadać z tymi sebami o jakichś gównach albo o tym co akurat leciało w tv. Byłe jednym z nich. Przychodzę tam do teraz.

Ale ja nie o tym. Po półtora miesiące prawie codziennego przychodzenia tam (nie zawsze jadłem) miałem wyrobioną pozycję i byłem swój.

Babełe któregoś dnia powiedziała mi, że ma ochotę na te specyfiki i jej się obiadu nie chce robić, to ją zabrałem na zapiexy. Kurwa sebixy ją pokochały, a ona pokochała ich xD była od tamtej pory babcią od zapiexów, zawsze jak któryś ją widział to pomagał z zakupami itp

Wszystko było super do momentu w którym zapiexy mi się trochę przejadły i postanowiłem pójść a chinola. Pewnego wieczora wchodzę do chinola niedaleko zapiexów i kurwa widzę sebixów z wrogim spojrzeniem i wszyscy się na mnie jopią. Ja wyjebane i ide do kitajca i zamawiam kurczaka w cieście na wynos. Usiadłem i czekam, chinol gdzieś zniknął w kuchni. Nagle podchodzi do mnie jakiś sebix i mi mówi

e ty kurwo baron mówi że ty jesteś z zapiexów i się z nimi trzymasz wyjazd stąd robisz albo wyjebię ci trepa na ryj

Ja sparaliżowany siedzę i modlę się by odeszli. Nagle chinol woła moje zamówienie. Szybko idę do lady, biorę kurczaka i wychodzę. Zatrzymuje mnie na zewnątrz grupa sebów. Biorą mojego kurczaka, otwierają pudełko i każdy z nich pluje mi do tego jedzenia i mi oddają szczęśliwi. Ja w szoku uciekam, po drodze wypierdalam do kosza tego chinola i idę do chłopaków do zapiexów, jakieś 3 minuty szybkim krokiem. Opowiadam im co się stało, pytają o ksywy, ja tlyko barona pamiętałem. Czterech typów wjebało się do golfa i pojechali do chinola (no kurwa rzeczywiście 3 minuty pieszo bardzo potrzebny samochód xD) i podobno na zewnątrz zaczęli się tłuc xD

Anony, wyszło na to, że należę do jakiejś mafii zapiexowej xD Czy spotkaliście się kiedyś z takimi bandami powiązanymi z miejscówkami do jedzenia? Gangi z chinoli, kebabów, zapiexów? O co tu chodzi? Mój mózg rapuje jak kurwa sobie o tym myślę, nigdy o czymś takim nie słyszałem xD

26 lutego 2016

Parmezan

>pierwsza rocznica związku z moją loszką
>postanawiasz zabrać ją do restauracji
>wykwintna włoska jadłodajnia
>2 rezerwacje na 20:00
>przyjdź z nią o 19:47
>wszystko przebiega sprawnie
>twoja locha jest zadowolona
>może jeszcze dzisiaj zasrasz w nagrodę xD
>czekacie w holu na kogoś obsługi, który wskaże wam stolik
>PAN ANON?
>TAK
>PROSZĘ TĘDY, STOLIK JUŻ GOTOWY
>siadasz przy stoliku, spoglądasz na menu
>wszystko jest drogie jak sam skurwysyn
>cebulacka dusza sie w tobie odzywa
>najtańsze jest spaghetti bolognese, więc je zamawiasz
>locha zamawia jakieś inne gównodanie z makaronem, nawet nie wiesz jakie
>cały czas zliczasz sobie w głowię ile będziesz musiał zapłacić
>jeszcze napiwek facepalm.jpg
>czekasz 30 minut na jedzenie
>jesteś w chuj głodny, bo nie jadłeś cały dzień, żeby zaoszczędzić na kolacje
>SPAGHETTI BOLOGNESE?
>TAK TO DLA MNIE
>zaczynasz wpierdalać jak dziki knur
>EKHM PRZEPRASZAM PANA
>patrzysz, a kelnerka trzyma w ręku świeży parmezan i tarkę i chce ci trochę zetrzeć
>AAA, TAK DZIĘKUJĘ POPROSZĘ
>zaczyna trzeć, patrzy się na mnie i mówi, że jak będzie dostatecznie dla mnie proszę powiedzieć stop
>trze już 20 sekund, spogląda na mnie
>PROSZĘ KONTYNUOWAĆ
>patrzy dalej, czeka aż w końcu powiem stop
>nie robię tego
>trze dalej, stół zaczyna się stopniowo pokrywać parmezanem
>kelnerka zaczyna się pocić, parmezan zaczyna już pokrywać podłogę do kostek
>powiedz jej, że wciąż chcesz więcej
>ludzie w pobliżu twojego stolika zaczynają się pokrywać parmezanem
>wszyscy zaczynają panikować
>przerażeni ludzie próbują uciekać najbliższymi wyjściami pożarowymi
>loszka próbuje przepłynąć przez morze parmezanu do wyjścia pożarowego
>nie ma już wyjścia, wszystko pokrył ser
>wszyscy w restauracji zaakceptowali swój los
>dla nikogo nie ma już ratunku
>nic nie widać, wszędzie żółto
>słyszę cichy szept ze strony, w której stała kelnerka
>PRZEPRASZAM, CZY JUŻ WYSTARCZY?
>JESZCZE TROCHĘ, PROSZĘ KONTYNUOWAĆ
>nie będzie żadnych ocalałych

24 lutego 2016

Pogromca sebixów

Wiecie co lubię robić jak jadę do większego miasta? iść specjalnie na chujową dzielnice i prowokować sebixów, w sumie sami podbijają, ćwiczę od 5 lat Krav Mage i takich leszczy składam jednym klapsem na dziąsło, na dodatek specjalnie ubieram się w płaszcz i mam hipsterską brodę, a to daje +20% do szansy wpierdolu od sebixów, jedna ważna zasada jak podbije więcej niż 3, to albo spierdalasz, albo dajesz im 10 zł i masz luz, ale do rzeczy. Byłem w Gdańsku na Orunii, wieczorową porą i tak sobie chodzę chodzę, tam gdzie występują te osobniki czyli obok sklepów monopolowych i jest podbija 2 już ucieszony, ochraniacz na zęby już dawno w ustach, ręce zabezpieczone i podbijają:
-Te ziomek, masz szluga ?
-Nie pale.( trzeba się nauczyć mówić w ochraniaczu)
W tym momencie trzeba spróbować przejść obok nich, to z reguły działa wkurwieniem i cię albo odpychają albo walą z bara, a wtedy wkraczam do akcji i jednego odpycham, wtedy drugi z reguły atakuje. I wtedy jeb, klaps na dziąsło i jeb buła na mordę, dwóch sebixów leży, a ja spokojnym krokiem odchodzę w stronę zachodzącego słońca.

22 lutego 2016

Cejrowski i buty cz. 5

Po ostatnich wydarzeniach w tajemniczym domu przy ulicy Ikara, gdzie podsłuchałem, że został na mnie wydany wyrok śmiertelny, nie mogłem dojść normalnie do siebie tylko nie spałem po nocach. Mamie powiedziałem, że źle się czuję chory chyba jestem i w tym tygodniu pozostanę w łóżku a ona powiedziała, że to pewnie z emocji, że Antoniego Macierewicza poznałem i ona rozumie bo jak sama go poznała to też ją aż w brzuchu wierciło i kazała mi w tym łóżku leżeć i pić krople żołądkowe oraz zioła relaksacyjne imienia błogosławionego Maksymiliana Sopoćko, co jej kiedyś przywiózł ojciec Wołodia z Białorusi za te modlitwy wstawiennicze za Polaków co organizowała. 3 dni w łóżku leżałem i wychodziłem tylko do ubikacji albo przez okno wyjrzeć jak słyszałem jakieś podejrzane dźwięki zwiastujące moją śmierć, czyli w sumie co chwilę. Dzisiaj musiałem w końcu pójść na uczelnię bo miałem tego słynnego kolosa i gdybym nie poszedł to bym był w poważnych tarapatach na semestr a tego by mi matka nie wybaczyła i gdybym miał warunek to by pewnie wyręczyła tych wszystkich seryjnych zabójców co mnie prawdopodobnie ścigają i sama mi łeb ujebała.
Założyłem rano buty, które wplątały mnie w te wszystkie tarapaty, twarz owinąłem szalikiem żeby mnie nie rozpoznano i pojechałem na kolosa. Dodatkowy bonus do pewności siebie jeszcze nieco funkcjonował więc nawet jednej dziewczynie stanąłem na nogę, że niby niechcący, i że to przez to, że takie duże buty mam nowe z CCC.
Jak zajęcia już się skończyły to poszedłem na przystanek gdzie się zaczęła cała historia i czekam na autobus. Stałem daleko od kosza bo nieprzyjemne wspomnienia wracały i rozglądałem się czy mnie nikt nie obserwuje ale wszystko wydawało się być w porządku tzn. tylko młode dziewczyny się uśmiechały do mnie że mam ładne buty, co jest miłą odmianą bo przed tym zakupem zazwyczaj się ze mnie śmiały. Autobus podjechał więc wsiadam a za mną para w średnim wieku i siada naprzeciwko mnie na „czwórce”. Przez chwilę się zaniepokoiłem dlaczego akurat tutaj usiedli bo autobus był prawe pusty i czy to nie są jacyś szpiedzy ale zaraz zaczęli się kłócić, bo ta kobieta mówiła, że on się komuś na dupę patrzył a facet mówił, że się nie patrzył, więc w normie. Wszystko niby było okej ale jak byliśmy kawałek za placem Trzech Krzyży to nagle się mnie pytają, gdzie takie fajne buty dostałem, czy nie w CCC przypadkiem. Ja się wystraszyłem nie na żarty, że albo to ci zabójcy albo następni co mnie chcą wykiwać, więc mówię, że ja w ogóle tych butów nie znam i po prostu stały w domu to je założyłem, i zacząłem uciekać do kierowcy. Autobus stanął na światłach a ja chciałem jak najszybciej z niego wysiąść a do przystanku jeszcze daleko było więc mówię kierowcy żeby mi szybko drzwi otwierał bo na ulicy chorego gołębia widziałem i trzeba mu pomóc (na poczekaniu nic lepszego mi się nie udało wymyśleć). Trafiłem w dziesiątkę bo kierowca mi mówi, że on bardzo gołębie kocha bo się na wsi wychowywał i jego dziadek gołębie hodował i miał i białogłówki i maściuchy i nawet siodłate łapciate, i że on się bardzo cieszy, że są jeszcze porządni ludzie na tym świecie i mi drzwi przednie otworzył. Ja hops na ulicę i idę jakby nigdy nic, oglądam się na tę parę z autobusu dyskretnie ale oni tylko na mnie patrzyli jak na idiotę i autobus pojechał dalej.
Idę w stronę Placu na Rozdrożu, żeby na najbliższym przystanku wsiąść w następny autobus i myślę sobie, że może już mam nerwy tak zszargane, że przesadzam z tą podejrzliwością bo w gruncie rzeczy to tamci ludzie tylko się pytali i w sumie trudno im się dziwić bo gdybym ja takich butów nie miał a bym u kogoś zobaczył to też bym się zapytał bo przyciągają uwagę i mają prawo się podobać. Jestem już w połowie drogi do przystanku, przy pomniku jakiegoś żołnierza a tu nagle z naprzeciwka prawie biegiem na mnie leci ten facet z kobietą i widać po nich, że naprawdę ode mnie coś chcą więc wysiedli na Placu na Rozdrożu żeby mnie dogonić.
Wszystkie racjonalne myśli, które przed chwilą miałem się momentalnie ulotniły i zrobiłem w tył zwrot i szybciutkim krokiem jak wielokrotny medalista olimpijski Korzeniowski Robert uciekam przed nimi ale tak, żeby nie było widać, że uciekam tylko może sobie zwyczajnie idę bardzo szybko. Niestety dystans między nami wciąż się zmniejszał i po kilkuset metrach zachowującego pozory pościgu byli już kilkanaście metrów za mną i krzyczą halo proszę pana proszę poczekać, a ja udaje że nie słyszę i mam już śmierć przed oczami. Nagle po lewej widzę ambasadę Szwajcarii i w ułamku sekundy wymyśliłem, żeby wejść do tej ambasady i się starać o azyl obuwniczy jak ten blondyn od anonimusz w Wielkiej Brytanii, co kogoś zgwałcił i potem ujawniał tajemnice państwowe w internetach. Nie miałem czasu zbyt długo się nad tym zastanawiać więc kilka chwil później pod silnym wpływem adrenaliny przeskoczyłem przez płot niczym niesłusznie posądzany o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa Lech Wałęsa.
Nie zdążyłem dobrze dotknąć ziemi a już na parterze się otworzyły 4 okna i z trzech z nich do mnie krzyczą ludzie w trzech urzędowych językach Szwajcarii. W czwartym oknie nikogo nie było bo nie wiedziałem, że oprócz włoskiego, francuskiego i niemieckiego od 1996 roku obowiązuje również język retoromański. Z tych wszystkich języków to znałem tylko kilka słów po niemiecku więc krzyczę, że nicht fersztejen sprehen keine dojcz tylko polnisch und ich wolle schuhe - azyl, to jeden poliglota co znał polski krzyczy, że mam wypierdalać bo to nie jest jakaś Stocznia Gdańska (widocznie zrozumiał nawiązanie do Wałęsy) tylko porządna ambasada i pod tym śniegiem na którym stoję drogie kwiaty wegetują a ja je depczę, i że jak za 3 sekundy nie opuszczę terenu to mam kosę pod żebra od nich. Wszyscy dyplomaci podkreślili tę groźbę wyciągając scyzoryki szwajcarskie, i otwierając z nich różne ostrza, piły, nożyczki, korkociągi i wygrażając nimi w moją stronę. Nie mając innej możliwości wyszedłem za furtkę.
Momentalnie pod lewą rękę złapała mnie kobieta a pod prawą facet i powiedzieli, że mam być grzeczny to nic mi się nie stanie. Mnie strach sparaliżował aż mi nogi fizycznie zdrętwiały i para musiała mnie tak trochę ciągnąć, ale po kilkunastu metrach zaczęli nalegać żebym szedł jak człowiek bo im za ciąganie ludzi nikt nie płaci więc żebym okazał trochę wyrozumiałości i nie utrudniał, a że jestem z natury ugodowy i pomocny to już nie utrudniałem. Szliśmy tak w stronę placu Na Rozdrożu wzdłuż Ujazdowskich pod ręce i musieliśmy wyglądać jak rodzice z upośledzonym synem bo ludzie nam posyłali pełne współczucia spojrzenia. Tuż przed Ministerstwem Sprawiedliwości skręciliśmy nagle w prawo i weszliśmy na teren jakiegoś pałacyku gdzie była restauracja, która wyglądała na bardzo drogą. Ja od razu domyśliłem się o co chodzi i odetchnąłem z ulgą i tłumaczę, że co do tego gulaszu to ja bym z przyjemnością dał przepis gdybym znał ale to nie ja r obiłem tylko jedna pani Grażyna z Klubu Gazety Polskiej więc proszę się zgłaszać do niej a ja już sobie pójdę. Facet co mnie ciągnął tylko popatrzył zrezygnowany i znowu poprosił, żeby nie utrudniać bo jemu za to nikt dodatkowo nie płaci, a ja go nawet zrozumiałem bo u mnie na call center też premie są tylko za sprzedane pakiety a za słuchanie narzekania ludzi i przepisów kulinarnych już nie. Zamiast wejść do restauracji to obeszliśmy budynek dookoła i wyszliśmy małą furtką na ulicę z drugiej strony i pote m od razu do pierwszego budynku po prawej. Myślałem, że mnie wezmą do jakiejś piwnicy i od razu kula w łeb i znowu mi nogi sparaliżowało ale zamiast tego wciągnęli mnie sporym wysiłkiem na drugie piętro do jakiegoś biura, wrzucili do eleganckiego pokoju i wyszli.
Pozbierałem się z podłogi a tu za biurkiem siedzi nikt inny jak autor wstąpienia Polski do NATO i UE, Aleksander Kwaśniewski. Od razu mi kulturalnie proponuje żeby sobie spoczął w fotelu a ja płaczę i mówię, że buty oddam tylko niech mi darują życie. Prezydent się zaśmiał i mówi, że nikt mi ani życia ani butów nie będzie odbierał tylko wiele osób bardzo zaciekawiła moja osoba i chcieli mnie poznać bliżej. Trochę się uspokoiłem ale jeszcze nie do końca i pytam o co się rozchodzi a on, że wszystko zaraz wyjaśnimy ale on jest trochę głodny i czy ja też bym może nie chciał czegoś zjeść bo pora już mocno obiadowa, a jemu kolega pyszny gulasz przyniósł i może bym skosztował. Ja grzecznie podziękowałem bo z nerwów miałem żołądek ściśnięty a Kwaśniewski otworzył okno, wychylił się i krzyczy ADAAAM ADAAAAAAAM, a Adam krzyczy COOOOOOO, a Kwaśniewski, że OOOBIAAAAAAD i po chwili wpada do biura redaktor naczelny największej w Polsce codziennej gazety opiniotwórczej Adam Michnik.
W sposób sympatyczny się przywitał ze mną, poklepał po ramieniu, Aleksander mu nałożył gulaszu i jedząc zaczęli mnie pytać co to za afera z tymi butami bo do nich jakieś niepokojące wieści z różnych miejsc dochodzą i już nawet było w tej sprawie posiedzenie Biura Bezpieczeństwa Narodowego. No to ja wszystko od początku zacząłem opowiadać a oni się tylko co chwilę śmiali i komentowali, że na przykład ten Antek Macierewicz to wszystkim te ulotki poetycko - patriotyczne wciska i muszą co chwilę dodrukowywać i Agora S.A. to już przez to macierewiczowe drukowanie za darmo na ich maszynach, straty notuje. Jak skończyłem historię z popijawą w tym domu przy Ikara to obydwaj mnie zaczęli pocieszać, że nikt stamtąd by mi na pewno krzywdy nie zrobił i Wojtek Cejrowski to może jest raptus i z tymi hienami przesadził ale jak wiem wypity trochę był a tak to ma złote serce i żelazne stopy. Że owszem, oni by woleli żebym raczej nie rozpowiadał o tym wszystkim co widziałem ale wyglądam na rozsądnego chłopaka i nie ma co tutaj jakichś dramatycznych rozstrzeliwań urządzać tylko na pewno się jakoś po ludzku dogadamy. Oni mi robią grubą kreskę i zapominają, że im Wojtka odurzyłem w klubie a ja zapominam, a przynajmniej nie rozpowszechniam, informacji o tym co mnie spotkało. No to ja już z ulgą pytam, czy buty mogę zachować bo się do nich przywiązałem a oni, że jasne. Byłem zupełnie zadowolony z takiego układu i już chciałem sobie pójść a oni nagle się mnie pytają czy się znam na Internecie, no to ja mówię, że jasne, że chodzę po różnych stronkach i znam wszystkie memy najlepsze jak fuuuuuuu, ufoludek z komiksów, egeszege, lis rugbysta, kotek co ja pacze i boczeklekkorozjebany.gif. Kwaśniewski wyglądał na bardzo ucieszonego ale Michnik jeszcze pyta czy ortografię znam dobrze to ja z dumą mówię, że w II klasie gimnazjum miałem trzecie miejsce w konkursie ortograficznym, ale dlaczego właściwie o to pytają. Oni na to, że im jest potrzebny ktoś żeby na fejsbuku fanpejdże prowadzić bo fundacja Kwaśniewskiego to w ogóle nie ma nic takiego a Wyborcza to ma i nawet dużo lajków tylko ci redaktorzy co to prowadzą cały czas jakieś błędy tam walą i by im się przydał taki zaufany młody człowiek co się zna na tych rzeczach, i że bym dostawał co miesiąc łącznie 5000zł od nich za pół etatu, miałbym własne biuro w nowej siedzibie tej fundacji Kwaśniewskiego gdzieś pod Warszawą i jeszcze bym miał służbowy skuter żeby tam dojeżdżać, bo kawałek jest, no i jeszcze w bonusie bym dostał kartę Multisport żeby sobie chodzić na fitness czy coś. Ja o takich pieniądzach to w życiu na moim call center nie marzyłem więc od razu mówię, że jasne, że się zgadzam i mogę zaczynać nawet od jutra jak sobie życzą. Michnik mówi, że świetnie i w takim razie jutro bym pojechał jeszcze nie do pracy tylko tak sobie zobaczyć jak biuro wygląda i ludzi poznać bo jutro będzie otwarcie, a ja się pytam czego bo myślałem, że to ten dowcip co Cejrowski opowiadał, a Michnik mówi, że przecież tej fundacji pod Warszawą i będą tam wszyscy ich znajomi, których poznałem - Macierewicz, Rysio Kalisz, Kłopotek, Wojtek Cejrowski i inni znani ludzie i lokal poświęci biskup kielecki Ryczan i cadyk Ozjasz Goldberg. Jeszcze powiedział, że oni kogoś przyślą żeby po mnie rano przyjechał samochodem i tam zawiózł bo trudno jest trafić no i skutera dla mnie jeszcze nie kupili.
Kwaśniewski podsumował, że w takim razie wszystko dogadane i pyta czy mnie gdzieś nie podrzucić, bo on właśnie jedzie do radia Tok FM na zaproszenie Paradowskiej Janiny, a ja mówię, że w takim razie byłbym wdzięczy bo ja akurat przy Dolnej mieszkam więc to po drodze tylko ja sobie z Belwederskiej odbiję w prawo a on w lewo. Na to Michnik do Kwaśniewskiego, żeby pamiętał o ich umowie a Kwaśniewski się palnął w czoło i mówi, że faktycznie zapomniał i mi tłumaczy, że został ambasadorem akcji CAŁA POLSKA BIEGA co ją organizuje Gazeta Wyborcza bo przegrał jakiś zakład z Michnikiem i teraz musi jako ten ambasador wszędzie biegać, i w takim razie to on tylko buty zmieni i zamiast jechać samochodem to mnie weźmie na barana i chwila moment będziemy. Wyszliśmy na ulicę, wskoczyłem byłemu prezydentowi na plecy i lecimy. On mnie za kostki trzymał żebym mu nie spadł, a ludzie co chwilę do nas machali po drodze bo Aleksander Kwaśniewski jest według badań opinii społecznej najlepiej ocenianym prezydentem w historii III RP, więc mnie poprosił, żebym ja odmachiwał w jego imieniu tym ludziom, jako że mam wolne ręce. No to machałem obywatelom a jak biegliśmy koło Belwederu to nawet żołnierze nam salutowali i czułem dobrze żaba. Od jutra zaczynam zajebistą pracę i w ten oto sposób wygrałem w życie dzięki początkowo nieprzyjemnej historii. W czasie Świąt Bożego Narodzenia, Nowym Roku oraz Czwartej Gęstości życzę wam tego samego anonki!

Cejrowski i buty cz. 4

Po odzyskaniu butów myślałem, że moje przygody już się skończyły. Tak jednak nie miało się stać. Moja mamełe jest hardo wierząca i praktykująca oraz zaangażowana społecznie i politycznie jako sekretarz lokalnego Klubu Gazety Polskiej. Udziela się też we wszystkich możliwych inicjatywach kościelnych typu strojenie ołtarzy na procesję z okazji Bożego Ciała, tydzień modlitwy za Polaków na wschodzie itd. Ja chcąc nie chcąc też zostaję czasami w te inicjatywy wciągnięty bo mam prawo jazdy a matka nie ma, a ja za jej hajs lurkuję więc robię co mi powie i na przykład wożę jakieś kwiaty z hurtowni do kościoła.
W sobotę mama oświadczyła, że w niedzielę będzie u nas pod kościołem wydawanie ciepłych posiłków dla bezdomnych co marzną głodni. W dodatku miał przyjechać jakiś prominentny polityk z PiS, który już kilka razy odwiedzał ten smoleński klub o mojej matki i chciała się koniecznie pochwalić jakiego ma dorodnego kawalera za syna (stulej 21 lvl, nigdy nie trzymałem za rękę, zainteresowania: fap i gierki, osiągnięcia: 3 miejsce w konkursie ortograficznym w 2 klasie gimbazy. Super kawaler kurwo.)
Na początku smutłem bo miałem na niedzielę ambitne plany oglądania tańczącego papieża na elitarnym forum karabin.org jednak potem stwierdziłem, że może za zrobienie takiego dobrego uczynku przed świętami Bóg mi odpuści trochę szkalowania Jana Pawła Błogosławionego i ominą mnie męki piekielne.
W niedzielę po sumie zostałem ustawiony razem z dwiema Grażynami za ladą pod którą stał wielki garnek z gulaszem oraz termosy z herbatą, a na niej plastikowe naczynia i sztućce oraz czarno - białe zdjęcie spadniętego z roweru prezydenta z żoną, przyozdobione czarną wstążką, które ustawiła tam moja matka żeby "krzewić patriotyzm i prawdę wśród najuboższych". Bezdomnych zebrała się już spora kolejka ale matka i przewodniczący tego klubu Gazety Polskiej powiedzieli nam, że czekamy z wydawaniem jedzenia aż przyjedzie ten poseł z PiS bo on musi mieć zdjęcia jak pomaga biednym żeby sobie ocieplić wizerunek, bo polskojęzyczne media ciągle obrzucają go błotem. Po kilkunastu minutach przyjechał elegancki samochód i wysiadł z niego pogromca Wojskowych Służb Informacyjnych i przewodniczący Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy TU -154 M z 10 kwietnia 2010, Antonii Macierewicz.
Wszyscy członkowie klubu mojej starej rzucili się żeby uściskać mu ręce i pokazywali palcami takie znaki V jak robił Wałęsa, a potem Macierewicz został ustawiony za ladą i ruszyliśmy z wydawaniem jedzenia.
Pierwsza Grażyna podawała naczynia i sztućce, potem ja nalewałem herbaty, potem Antonii nakładał gulaszu, bo gulasz był najbardziej fotogeniczny, a potem druga Grażyna wkładała do kieszeni bezdomnym, którzy mieli już zajęte ręce, obrazek ze świętym Krzysztofem patronem kierowców (tylko takie mieli akurat na plebanii) i broszurkę artystyczną "Zostali zdradzeni o świcie" z wybranymi dziełami Jarosława Marka Rymkiewicza. Podejrzewam, że te obrazki i gazetki były po to żeby bezdomni wiedzieli za czyje pieniądze żrą i żyją.
Widziałem, że Macierewicz wąchał ukradkiem gulasz przy nakładaniu i ślinka mu do niego cieknie. Gdy już prawie połowa kolejki została obsłużona a fotografowie najebali kilkaset zdjęć Antoniego i zaczęli zwijać sprzęt Macierewicz powiedział, że niestety gulasz już się skończył więc pozostali mogą dostać po dwa kubki herbaty i po dwa zestawy religijno - poetyckie. Bezdomni nie wyglądali na zadowolonych ale nie byli w zbyt dobrej pozycji do negocjacji. Ja byłem oprócz Macierewicza jedyną osoba, która zaglądała pod ladę bo wyciągałem stamtąd kolejne termosy z herbatą. Widziałem, że w gar był jeszcze w 3/4 pełen gulaszu. Gdy kolejka trochę się przerzedziła Macierewicz zaczął mnie zagadywać, że moja mama to dzielna kobieta, gdzie się uczę itd. Powiedziałem, że studiuję dziennikarstwo a Macierewicz powiedział, że to bardzo dobrze, i że w przyszłości jak już wygrają wybory to będę mógł pisać prawdę w gazetach.
Po chwili wszyscy bezdomni już sobie poszli, bo rozeszła się wśród nich wiadomość, że gulaszu już nie dają i Grażynki zaczęły wycierać ladę. Macierewicz powiedział, że on weźmie garnek do siebie do domu i umyje żeby prostym ludziom nie robić kłopotu i żebym pomógł mu go zanieść do samochodu bo ciężki. Udawałem, że nie wiem o gulaszu w środku i pomogłem wsadzić gar do bagażnika. Mama się na mnie patrzyła z daleka i widziałem, że jest bardzo dumna, że z samym panem Antonim taki gar niosę. Po uporaniu się z naczyniem Macierewicz zaproponował, że może mnie kawałek podrzucić do domu.
Poleciałem do mamy i pytam, czy wraca już do domu bo pan Antonii nas może podwieźć ale matka powiedziała, że ona jeszcze musi z księdzem Klopsem ustalić jak przystroją kościół na pasterkę i żebym jechał a ona sobie wróci sama. Z oczu po raz pierwszy pociekły jej łzy radości, spowodowane widocznie tym, że pojadę samochodem z takim wielkim Polakiem, i jak odchodziłem pobłogosławiła mnie na drogę znakiem krzyża (ostatni raz zrobiła coś takiego jak ojciec wyjeżdżał do Niemiec zbierać szparagi w 2002 r.)
Wsiadłem do eleganckiego Volvo Macierewicza i ruszyliśmy. Po kilku minutach jechaliśmy już ulicą Sobieskiego i byliśmy niedaleko mojego mieszkania przy Dolnej jednak Macierewicz nagle zjechał z ulicy i powiedział, że on ma tu coś do załatwienia i dalej już niestety muszę wracać pieszo albo autobusem. Na do widzenia podziękował mi za pomoc z garnkiem, powiedział, że jestem dobrym Polakiem i dał długopis z napisem "Antonii Macierewicz - twój kandydat na posła. Prawda zwycięży!" po czym wysiadłem z samochodu. Z budki za bramą pod którą się zatrzymaliśmy wyjrzał ochroniarz i otworzył Macierewiczowi, żeby mógł wjechać swoim Volvo. Tabliczka z adresem mówiła - Sobieskiego 100.
Bardzo mnie zdziwiło, że Antoni Macierewicz wszedł do tego budynku. Niektóre warszawskie anony pewnie o nim słyszały ale dla tych, którzy nie słyszeli trochę informacji zdobytych przeze mnie w czasach kiedy interesowałem takimi rzeczami, czytałem książki o ukrytym złocie Hitlera i hardo sklejałem papierowe modele łodzi podwodnych:
3 przystanki dalej jest ambasada radziecka w sensie rosyjska. Za komuny w budynku przy Sobieskiego 100 mieszkali sami pracownicy tej ambasady (wtedy jeszcze rosyjskiej w sensie radzieckiej) a sama działka była w świetle prawa terenem Związku Radzieckiego, a nie Polski. Po upadku komuny przy tym osiedlu miały miejsce jakieś poważne przekręty i koniec końców stoi on od 20 lat pusty, a status prawny działki nie został wyjaśniony i teoretycznie jest to teren Rosji. Przez jakiś czas na podwórku za bramą funkcjonowało coś na kształt ogródka piwnego, w którym przesiadywali rosyjscy gangsterzy i agenci wywiadu. Do budynku zapuszczali się czasami tzw. urban explorerzy ale było to mocno ryzykowne bo był on ciągle pilnie strzeżony (zbyt pilnie jak na pustą ruinę) i można było za to dostać jakieś turbo - bagiety na podstawie prawa rosyjskiego, z wywózką do łagru na Syberii pod celę z Abramowiczem włącznie.
Po tym jak weszło do niego dwóch przebierających się w maski przeciwgazowe i bawiących w Czarnobyl już nigdy nie wyszło, przestali do niego wchodzić nawet ci urban explorerzy. Policja oczywiście nie mogła nic zrobić bo to na papierze to nie jest Polska. Ciekawostka - przez jakiś czas mieszkał tam ten słynny Kaszpirowski. PS to prawda. Właśnie dlatego zaintrygowało mnie co będzie tam robił Macierewicz. Na co dzień jestem tym słynnym kozakiem w necie i pizdą w świecie ale tym razem ciekawość była tak silna, że postanowiłem śledzić Antoniego no to podchodzę do bramy a tam momentalnie wyskakuje ochroniarz i pyta czy szukam szczęścia czy może nieszczęścia. Przestraszony odpowiedziałem, że tylko patrzę a on kazał mi wypierdalać. Nie dałem za wygraną i podszedłem do budynku od tyłu, gdzie było jeziorko i dużo krzaków. W jednym miejscu rosnące przy płocie drzewo pozwalało na dosyć sprawne przejście na drugą stronę. Pomyślałem, że raz się żyje i przeskoczyłem przez płot. Pomyślałem, że ze względu na miejsce, w którym się znajduję, jest to alegoria skoku Władysława Kozakiewicza przez poprzeczkę na olimpiadzie w Moskwie w 1980.
Z krzaków okalających budynek wspiąłem się przez balkon do mieszkania na parterze, którego okno było otwarte. W salonie nie było żadnych mebli z wyjątkiem meblościanki marki Swarzędz (mam taką samą), w kuchni tylko szafki i jakaś radziecka lodówka wielkości nowoczesnego samochodu elektrycznego albo PRLowskiego samochodu spalinowego. Drzwiami wyszedłem na korytarz. Słońce powoli już zachodziło a w budynku robiło się coraz ciemniej. Pod butami chrzęścił mi gruz, potłuczone szkło i jakieś śmieci. Nie wiedziałem w którą stronę iść, jednak po chwili dotarło do mnie echo śmiechu. Ruszyłem mniej więcej w stronę, z której dochodziło. Po kilku minutach wędrówki korytarzami dotarłem do klatki schodowej, która zasadniczo różniła się od reszty wnętrza - świeciło się na niej światło a marmury lśniły jak wtedy, gdy Sowieci wchodzili do Afganistanu. Czułem, że jestem na dobrej drodze i ruszyłem schodami w górę. Po przejściu kilku pięter zobaczyłem na marmurze rozchlapany gulasz. Wiedziałem już, że to Macierewicz tędy targał garnek wyszabrowany ze świątecznej akcji dożywiania więc podążyłem jego tłustym tropem. Na szczycie klatki były lekko uchylone drzwi stalowe, zza których dobiegały odgłosy rozmowy, więc podszedłem do nich cichutko na palcach po czym delikatnie zajrzałem do środka. W kwadratowym pomieszczeniu bez okien znajdowała się masa mebli i jakichś starych urządzeń elektronicznych. Pod sufitem oraz na ścianach podwieszona była metalowa siatka. Zmysł orientacji podpowiadał mi, że znajduję się pewnie w tym kwadratowym klocku spinającym dwie części budynku wysoko nad ziemią, ale akurat ten zmysł nie należy do moich najsilniejszych bo nadal potrafię się zgubić w supermarkecie i muszę wtedy pytać ochroniarzy którędy do wyjścia, więc głowy sobie za to nie dam uciąć. Na środku pomieszczenia stały jakieś fotele i kanapy, podobne do tych co miała moja babełe zanim je zapaskudził mój spadnięty z roweru dziadek co miał Alzheimera. Dyskretnie wślizgnąłem się do pomieszczenia i schowałem za jakąś maszyną wielkości szafy, która wyglądała na komputer z lat '70 czy '80. Delikatnie wyglądając zza urządzenia obserwowałem postacie. Tyłem do mnie siedział Antonii Macierewicz, którego poznałem po głosie a następnie zgodnie z ruchem wskazówek zegara: Andrzej Rozenek będący rzecznikiem Klubu Poselskiego Ruch Palikota, prominentny polityk SLD Ryszard Kalisz, który w badaniach zaufania społecznego od wielu lat zajmuje miejsca w pierwszej trójce, Paweł Graś będący rzecznikiem rządu oraz reprezentujący ludowców Eugeniusz Kłopotek uhonorowany niegdyś Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za zasługi dla ojczyzny.
-No częstujcie się chłopacy, mówię wam, wyjebany te gulasz ale sam nie przejem hehe
Zachęcał kompanów biesiady (oprócz gulaszu na stole stało też kilka butelek alkoholu) Macierewicz:
-To nie postępowanie lustracyjne żeby wszyscy starali się być ostatni.
Dodał, co wywołało donośny śmiech wszystkich.
-No ja to se mogę pół talerzyka pierdolnąć ale na serio tylko pół bo mi cholesterol skacze, szczególnie jak jeszcze wypiję.
Powiedział Rozenek, którego metalowy, pomarańczowy listek marihuany wpięty w klapę marynarki dobrze komponował się kolorystycznie z potrawą.
-Łap szybko Gienek bo jak Rysio się dorwie to chuja zjesz a nie gulaszu.
Powiedział rechocząc Paweł Graś po czym napełnił talerz swój oraz koalicjanta.
-No ja to się nie pierdolę.
Roześmiał się Kalisz i dodał:
-Nie jesteśmy na jakimś jebanym bankiecie żebym się jebał ze sztućcami.
Po czym postawił cały garnek na kolanach i zaczął czerpać z niego pełnymi garściami, wpychając ogromne ilości jedzenia do ust. Ruchami rąk przypominał pływaka płynącego kraulem z tym, że Kalisz nie robił przerw na zaczerpnięcie powietrza a na wygrzebanie kawałków mięsa spomiędzy licznych podbródków.
Gdy już politycy zaspokoili pierwszy głód zaczęli zastanawiać się, jaki alkohol otworzyć. Kalisz i Rozenek optowali za ginem natomiast Macierwicz i Kłopotek za polską wódką. Panowie zaczęli podnosić głosy i nazywać się nawzajem "ciemnogrodem" i "sprzedawczykami" w zależności czy chcieli pić trunek zagraniczny czy swojską czystą. Awanturę przerwał Graś proponując kompromisowo".
-Panowie, policzmy głosy.
Wódka wygrała trzy do dwóch i już po chwili Macierewicz odbijał flaszkę combosem łokieć - dłoń - czoło.
-Kiedy będzie G?
Zapytał Rozenek.
-Powinien być tu od godziny, pewnie znów ma dziadyga problem z korzonkami.
Odparł Graś.
-Paweł kurwa ciszej! Tutaj ściany mają uszy!
Skarcił go Macierewicz.
-Ty zawsze miałeś najebane z tymi podsłuchami i agentami matole. Tak jak w '91...
Zaczął wywód rzecznik rządu jednak Rozenek nie dał mu dokończyć:
-Chuj mnie boli '91, jak starego nie będzie za 15 minut to my przyjdziemy do niego
W tym samym momencie zadzwoniła komórka Macierewicza:
-Halo? Tak, tak już jesteśmy. Dobrze. Tak. Rozumiem. Tak. Zaraz będziemy.
Po czym się rozłączył.
-G mówi, że mamy przyjść do niego bo go korzonki napierdalają i bez setki z łóżka nie wstanie
Wszyscy obecni wstali i zaczęli się ubierać po czym poszli do kąta sali. Nagle ściana w kącie otworzyła się jak na tym filmie z Harrym Poterem i moim oczom ukazała się winda Wsiedli do środka, a Kalisz próbował wziąć ze sobą garnek z gulaszem jednak został zganiony przez pozostałych, że winda nie była konserwowana od 30 lat a on i tak już przekracza normy obciążenia więc jak weźmie jeszcze ten gar to już na pewno spadną wpizdu. Kalisz zaczął narzekać, że szkoda żeby się taki dobry gulasz zmarnował na co Macierewicz powiedział, żeby on sobie po ten gulasz wróci i może nawet zamrozi żeby na święta był.
Drzwi windy zamknęły się a ja wyszedłem z ukrycia i zacząłem się zastanawiać co tu się właściwie odjebało. Odczekałem kilka minut po czym podszedłem do ściany, jakimś cudem zlokalizowałem przycisk i nacisnąłem go.
Winda nie pasowała do pełnego przepychu stylu klatki schodowej. Wyglądała raczej na techniczną, która w założeniu nigdy nie miała przewozić oficjalnych gości. Jako, że do takich nie należałem nie poczułem się urażony i wszedłem do środka. Były tam jedynie dwa przyciski, jeden przedstawiający strzałkę w górę a drugi strzałkę w dół. Testy IQ zawsze szły mi nie najgorzej więc wybrałem ten drugi. Błędnik mówił mi, że winda porusza się z duża prędkością jednak mimo tego nie zatrzymała się szybko. Z pewnością znajdowałem się już pod ziemią, o czym świadczyła również wisząca w powietrzu wilgoć. W końcu winda zatrzymała się. Po otwarciu drzwi moim oczom ukazały się 3 korytarze - na skos w lewo, idący prosto i idący w prawo pod kątem 90 stopni. Kiedyś jak były jakieś wybory czy coś takiego to na ulicy dostałem ulotkę, że każdy człowiek ma serce po lewej stronie i teraz mi się to jakoś głupio przypomniało, a że nie miałem pomysłu lepszego niż zdać się przy podejmowaniu decyzji na archiwalne materiały wyborcze, wybrałem pierwszy korytarz.
Idąc korytarzem przez około 10 - 15 minut i przyświecając sobie telefonem komórkowym natknąłem się na pustą butelkę po wódce leżącą na podłodze. Znak, że przechodziły tędy obiekty mojej obserwacji.
Po tych kilkunastu minutach marszu dotarłem w końcu do drzwi. Nie były to drzwi "militarne" jak w budynku przy Sobieskiego 100 tylko zwykłe, drewniane, dosyć stare drzwi. Przekroczyłem próg i znalazłem się w najzwyklejszej na świecie piwnicy, w której znajdowały się półki pełne słoików zawierających kiszone ogórki, grzyby oraz inne przysmaki emerytów, sterty rupieci i makulatury i rower Jubilat. Schodami prowadzącymi na górę dotarłem do mieszkalnej części domu.
Nie była ona ekstrawagancka ani nie biła bogactwem w oczy, ot zadbane mieszkanie. Wszystkie meble i przedmioty były poukładane starannie jakby dom zamieszkiwała rodzina z OCD, albo po prostu zwykli polscy emeryci, którzy z braku innych zajęć połowę dnia poświęcają na porządki. Zza przeszklonych drzwi dobiegały odgłosy rozmowy. Wiedziałem, że otwarcie ich będzie ryzykowne jak otwarcie parasola w murzyńskiej chacie na pustyni więc tylko przykleiłem się do nich uchem. Po głosach rozpoznałem, że w pokoju znajdują się wytropieni przeze mnie politycy. Był z nimi jednak ktoś jeszcze, domyślałem się, że gospodarz tego domu.
-A nie możesz sobie pojechać do jakiegoś spa czy sanatorium z tymi korzonkami? Ja byłem w Krynicy na turnusie odchudzającym i bardzo sobie chwalę. Dobrze karmili.
Reklamował usługi polskich ośrodków rehabilitacyjno - rekreacyjnych Ryszard Kalisz.
-Myślisz, że nie próbowałem? Za każdym razem jak gdzieś pojadę to spotykam starych znajomych i kończy się tygodniowym chlaniem i grą w karty. Na ostatnim wyjeździe przejebałem z Cześkiem trzy tysiące w makao.
Głos wydał mi się znajomy.
-No racja, pochlać i pograć w karty to możesz z nami. A propos, może po maluchu?
Zaproponował Rysiek, co spotkało się z głośną aprobatą wszystkich zgromadzonych.
Po konsumpcji domniemany gospodarz powiedział:
-Dobra, koniec pierdolenia. Mówiliście, że jest jakaś ważna sprawa.
-No tak, słuchaj, ten kretyn Wojtek znowu pierdolnął wpadkę. Ledwo wyszedł z tego cało i nieco zdekonspirował nasza organizację. O nas na szczęście nikt nie wie ale jakiś gość widział go z Uszatkiem. W dodatku nie wiemy jak on wygląda bo Wojtek jak zwykle gdy nie trzeba napierdala zdjęcia jak pojebany a teraz nie zrobił żadnego i mamy tylko portret pamięciowy na podstawie tego co powiedzieli on i Uszaty
Zaczął tłumaczyć Macierewicz:
-Jeden głupi a drugi ślepy.
-No kurwa rzeczywiście.
Skomentował Eugeniusz Kłopotek
-Hehehe widzieliście ten filmik jak ten chłopak na rowerze skacze i też tak mówi i ten drugi wtedy...
Zaczął śmiać się Rozenek.
-Weź mordę zamknij z tym swoim Internatem. Monika mnie niby tam coś uczyła ale gówno z tego rozumiem. Tu coś kliknąć trzeba, tu wpisać, tu jakieś krzyże latały, zjebane to jakieś. -Antonii mów lepiej co ten Wojtek konkretnie odjebał i co mu zrobili.
Powiedział gospodarz
-No więc on twierdzi, że jakiś dzieciak mu pożyczył buty a kilka dni potem przyjechał do niego domu z policją drąc mordę, że Wojtek niby nie pożyczył tylko zajebał. Ten policjant na szczęście się okazał w porządku ale Wojtek z tym śmieszkiem Uszatym zamiast gnoja na miejscu pierdolnąć jak ich już zobaczył razem to sobie z niego robili jaja i dali mu spierdolić. Tydzień później Wojtek był na jakiejś imprezie w tych butach, film mu się nagle urwał i obudził się na izbie wytrzeźwień boso. Na początku myślał, że po wódzie mu się coś pojebało i chciał program kręcić więc buty wypierdolił albo mu na izbie ukradli bo podobno bardzo eleganckie były, ale potem pogadał z ochroniarzami z klubu i powiedzieli mu, że jakiś dzieciak go stamtąd wyniósł najebanego i to pewnie był ten sam, co był u niego w domu, i któremu on te buty podpierdolił. Kamery niestety tego dnia mieli w klubie rozjebane bo im się eurozłącze spierdoliło czy coś takiego.
Wyjaśnił Macierewicz. Podczas słuchania tej opowieści cała krew odpłynęła mi z twarzy bo wiedziałem już, że chodzi o mnie. Sądziłem, że ta przykra przygoda zakończyła się w momencie gdy zostawiłem nieprzytomnego Cejrowskiego w krzakach pod Pałacem Kultury. Jak widać miał to być dopiero jej początek.
-Debil i kleptoman z tego jebanego Wojtka. Same z nim kurwa kłopoty a pożytku żadnego. Mało ma kurwa pieniędzy, żeby sobie butów nakupować? No nic, trzeba będzie szczyla namierzyć i dojechać, bo może nam narobić gnoju. Skoro już podniósł rękę na władzę demokratyczną i Wojtka tak zrobił to trzeba będzie mu tą rękę ujebać przy samym łokciu.
Szalejąc z przerażenia zacząłem wycofywać się w kierunku drzwi wejściowych. Po chwili mocowania się z zamkiem trzęsącymi rękami, udało mi się wydostać na zewnątrz. Wybiegłem na ośnieżoną ulicę Ikara, z której oglądając się cały czas za siebie przedostałem się do Parku Królikarnia a następnie małymi uliczkami pomiędzy ogródkami działkowymi do Dolnej, do swojego bloku. Zamknąłem drzwi na wszystkie możliwe zamki i zacząłem myśleć w jaki sposób mogę uniknąć nadchodzącej wolnymi ale pewnymi krokami śmierci.

Cejrowski i buty cz. 3

Ananiasze znacie już bulwersującą historię pozbawienia mnie butów przez Wojciecha Cejrowskiego oraz nieudanej próby odzyskania ich drogą policyjno - sądową, z powodu postkomunistycznych konszachtów. Po piątkowym upokorzeniu w domu Cejrowskiego w Konstancinie myślałem tylko o zemście i odzyskaniu obuwia. Zastanawiałem się nawet nad włamaniem do rezydencji Wojciecha jednak po pierwsze nie potrafię się włamywać, a po drugie hieny. Los jednak stworzył mi świetną okazję do odwetu znacznie szybciej niż myślałem.
Dwa dni w tygodniu pracuję na tej słynnej umowie śmieciowej w tym słynnym call center. Wciskam jakimś biednym ludziom z polski B telewizję satelitarną. Słabo mi to idzie więc zarabiam bardzo mało, ale na moje skromne potrzeby starcza. Trzy tygodnie temu wszyscy pracownicy zostali zaproszeni na firmową wigilię w jakimś klubie w Pałacu Kultury, która miała się odbyć w tą sobotę czyli wczoraj. Na początku stwierdziłem, że mam w dupie ale potem pomyślałem, że może warto spróbować wyjścia do ludzi, szczególnie, że miało być darmowe jedzenie, picie i ogólnie all inclusive. W dodatku to dobra okazja do podglądania loszek z pracy. Planowałem stanąć sobie z darmowym jedzeniem w okolicach toalety damskiej i patrzeć co się dzieje w środku jak ktoś otworzy drzwi żeby wyjść albo wejść. Można w ten sposób dojrzeć jak jakaś kobieta np. poprawia makijaż albo ubranie, a jak się ma szczęście to nawet widać na dole kabiny nogi sikającej kobiety i od razu kościej mocno. No to ubrałem się wczoraj wieczorem tak ładnie jak mogłem, pochlapałem ubranie wodą po goleniu taty żeby ładnie pachnieć i poszedłem. Przy wejściu do klubu okazało się, że zapomniałem zaproszenia i ochroniarze nie chcieli mnie wpuścić a nikt z firmy mnie nie kojarzył bo zawsze siedzę cicho i nie jestem rozpoznawalny. Dyrektorce z mojej pracy, która organizowała imprezę i stała przy wejściu mówię, że moim przełożonym jest taki Adam i on może potwierdzić, że ja to ja. Dyrektorka poprosiła żeby ktoś Adama zawołał i on po chwili przychodzi lekko podpity, w różowej koszuli i z żelem na włosach i mówi:
-Tak, on u mnie pracuje, to Szczurek hehe.
Dumny pseudonim Szczurek został mi przydzielony na samym początku pracy przez Adama właśnie. Ludzie w kolejce, która zrobiła się dosyć duża przez zamieszanie z moim zaproszeniem, się śmieją a ja szybko wskoczyłem do środka żeby pozostawić upokorzenie za sobą. Impreza się rozkręca i monterzy już się mierzą spojrzeniami ze sprzedawcami - u nas w firmie jest taka tradycja, że monterzy i sprzedawcy nienawidzą się jak kibice dwóch różnych drużyn piłkarskich i na każdej imprezie firmowej dochodzi do potyczek na tym tle. Konflikt jest tak stary jak firma i każdy dłużej pracujący monter czy sprzedawca ma jakieś porachunki z poprzednich zabaw firmowych. Wiosną mieliśmy imprezę z okazji 10 - lecia powstania spółki i jeden sprzedawca potłukł w ferworze walki jakiemuś monterowi szklankę na głowie tak, że tamten ma teraz bliznę przez pół łba więc było pewne, że teraz monterzy będą chcieli pomścić kamrata. W pewnym momencie na scenę wszedł prezes zarządu i wygłosił mowę, w której dziękował nam wszystkim za dobrą pracę itd., a potem zapowiedział występ gwiazdy - niespodzianki i na scenę wyskoczył Wojtek Cejrowski we własnej złodziejskiej osobie i w dodatku w moich butach. Mi się wyrwało z ust:
-O JEBANY.
Jakaś baba z działu HR co stała obok powiedziała, że firma Cejrowskiemu zapłaciła 15 tysięcy za występ więc lepiej żeby mi się podobało bo inaczej ona porozmawia z moim przełożonym, albo będziemy mieli na każdej imprezie Marylę Rodowicz, jak było do tej pory. Wojciech opowiadał jakieś dowcipy podróżnicze a ja myślałem tylko jak mu te buty zabrać. W jednym momencie na przykład wziął jakiegoś Mirka z publiczności na scenę i zadaje mu podchwytliwe pytanie, czy był na otwarciu. Mirek pyta czego, a Cejrowski na cały głos:
-PARASOLA W MURZYŃSKIEJ CHACIE NA PUSTYNI.
Cała sala ryczy ze śmiechu. Po godzinie Wojtek skończył występ na scenie i przechadza się z kieliszkiem wina między ludźmi i zagadywał (pewnie mu za to zapłacili) a ja musiałem bardzo uważać żeby mnie nie zauważył bo by od razu się stał bardzo czujny i pilnował butów. W międzyczasie ja wpadłem na świetny pomysł, żeby Cejrowskiego odurzyć za pomocą Zolpidemu, który kiedyś przypisał mi lekarz na niedobór wygrywu i fobię społeczną, i który cały czas noszę przy sobie dla pewności, mimo że nie korzystam. Pokruszyłem 4 tabletki, proszek zawinąłem w chusteczkę i czekam na odpowiedni moment. Po kilku minutach jakiś monter albo sprzedawca wylądował w fontannie po ciosie od innego pracownika i wszyscy łącznie z Cejrowskim patrzyli się w tamtą stronę, więc ja korzystając z okazji podszedłem szybko do Wojtka i wsypałem mu Zolpidem do wina. Na moje szczęście wina było już mało więc Cejrowski wypił je jednym łykiem, skrzywił się i zamówił łyski. Cały czas go obserwowałem i po jakichś 20 minutach już był oszołomiony jakby się wina z Zolpidemem napił, i zaczął zataczać się w kierunku kibla więc poszedłem za nim. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem, że Cejrowski zamknął się w jednej z kabin i leży na ziemi a jakieś Mirki się śmieją:
-Hehe no pan Wojtek to se pobalował dzisiaj.
Nie mogłem przy nich odkraść butów więc podchodzę do Mirków i mówię, że jestem synem Wojciecha Cejrowskiego i przyjechałem zabrać go do domu i nie mogę go znaleźć no to oni mówią, że w kabinie leży i czy mogą mój autograf osobisty jako syna sławnego człowieka. Nabazgrałem im jakiś podpis na papierze toaletowym i poprosiłem o pomoc i jeden Mirek wskoczył do kabiny górą i otworzył drzwi a pozostali podnieśli Cejrowskiego tak, że mogłem sobie zarzucić jego rękę na ramie. Wychodzę z Wojciechem na ramieniu z klubu, wszyscy mi schodzą z drogi i patrzą z szacunkiem, że jestem tak blisko ze znaną osobistością. Jak już opuściłem klub to rzuciłem nieprzytomnego Cejrowskiego w krzaki iglaste pod Pałacem Kultury, ściągnąłem mu moje buty i poszedłem, stwierdzając, żeby chuj zamarzł za moją krzywdę. Jednak gdy jechałem już do domu to sumienie mnie ruszyło i zadzwoniłem na 112 i powiedziałem, że przy Emilii Plater w krzakach leży jakiś mężczyzna i że to chyba Wojciech Cejrowski bo był boso.

Cejrowski i buty cz. 2

Anonki kilka dni temu opowiadałem wam jak podróżnik Wojciech Cejrowski podstępem pozbawił mnie moich butów, które wpadły mu w oko. Codziennie rano przy wyjściu z domu zimny wiatr, śnieg oraz inne zjawiska pogodowe wpadające mi do adidasa przez dziurę przypominały o tej przykrej sytuacji. Mój gniew rósł wraz z postępującym spadkiem temperatury odczuwalnej a dzisiaj już miarka się przebrała bo przez dziurę wpadł mi do buta kawałek zamarzniętego gówna psiego, który zaczął roztapiać się i śmierdzieć jak siedziałem na wykładzie. Poczułem fetor i dyskretnie popatrzyłem na podeszwy, ale były czyste, więc byłem przekonany, że ktoś inny wdepnął. Ludzie się ode mnie odsuwali przez cały dzień i dopiero po powrocie do domu zobaczyłem, że mam calutką skarpetę zanieczyszczoną. Szlag mnie trafił tak, że myślałem, że mnie normalnie odwiozą prosto do Kobierzyna, ale że jest on od Warszawy dosyć daleko to mnie nie odwieźli tylko postanowiłem pójść na policję i zgłosić przestępstwo Cejrowskiego.

Wziąłem paragon od butów i nawet pudełko całe po nich oraz katalog CCC, żeby policjanci nie mieli problemu ze zrobieniem portretu pamięciowego mojego obuwia i poszedłem na mój dzielnicowy komisariat.
W kolejce do dyżurki stało sporo osób i każdy miał bardzo długą sprawę do omówienia. Jedna staruszka zgłaszała zaginięcie psa no i policjantka jej mówi, że to trzeba gdzie indziej zrobić bo oni sprawy kryminalne prowadzą no to babcia mówi żeby chociaż plakaty porozwieszali i w telewizji po wiadomościach pokazali zdjęcie psa bo może ktoś go widział no i policjantka mówi, że zaginięciami zwierząt się nie zajmują tylko ewentualnie jakby tego psa ktoś ukradł to oni by mogli zacząć dochodzenie, na co staruszka mówi, że ona sobie jednak przypomina, że ten pies to jej nie uciekł na spacerze tylko trzech mężczyzn go wciągnęło do samochodu i odjechało z piskiem opon i wtedy policjantka ją odesłała do jakiegoś pokoju na drugim piętrze.
Potem jeszcze była kobieta, która prosiła żeby wypuścili jej syna, co go aresztowali rano, bo on by nigdy nikogo nie pobił dotkliwie bo to bardzo dobry chłopak i nawet był u pierwszej komunii kiedyś i pokazuje to zdjęcie syna z komunii i pyta, czy ta policjantka sądzi, że taki ładny chłopiec mógłby kogoś pobić tak bardzo i jeszcze ukraść telefon komórkowy. Policjantka mówi, że od sądzenia to jest sąd i oni tylko łapią ludzi a syn był poszukiwany trzy miesiące listem gończym to go złapali. Ta matka mówi, że on nie wiedział, że jest poszukiwany bo on gazet nie czyta telewizji nie ogląda tylko cały dzień siedzi z nosem w książkach taki jest pilny uczeń i jakby wiedział, to by się sam zgłosił na komisariat i kulturalnie wyjaśnił sprawę tak jak jego ojciec, który teraz jest w więzieniu, jak był poszukiwany za napady rozbojowe. Dyżurna ją odesłała z kwitkiem i w końcu była moja kolej.

No to mówię, że zostały mi skradzione buty eleganckie włoskie Gino Lanetti z CCC i znam sprawcę więc całą sprawę rozwiązałem za nich tylko trzeba pojechać do złodzieja i mu buty zabrać a ja nie wiem gdzie mieszka i sam się boję. Pokazuję policjantce gazetkę CCC i paragon i pudełko a ona mi mówi, że po pierwsze to dziwi się, że mi tak na tych butach zależy bo godzinę temu mieli delikwenta, któremu z opieki społecznej przynieśli takie właśnie buty, bo ONZ przysłał do Polski 10 kontenerów ich, żeby miał na zimę to jemu się te buty tak nie spodobały, że nimi rzucił w pracownika społecznego i mu się skroń rozcięła aż.
Po drugie to buty kosztowały 139,00zł więc to będzie tylko wykroczenie a nie przestępstwo bo przestępstwo jest jak się ukradnie za więcej niż 250zł więc nikomu się nie będzie chciało szukać i sprawa pewnie zostanie umorzona. Ja na to mówię, że kategorycznie żądam sprawiedliwości a on pyta, kto mi te buty ukradł no to mówię, że Cejrowski Wojciech urodzony w Elblągu syn Mariana. Ludzie w kolejce w śmiech i policjantka też się śmieje i już chce mnie odprawić a tu nagle taki stary policjant co przechodził akurat obok mówi, że on tego skurwysyna Cejrowskiego już od dawna chciał udupić bo on wiele lat służył Polsce Ludowej i nawet jak kręcili serial o poruczniku Borewiczu to na nim się wzorowali a Cejrowski wszystkich byłych milicjantów wyzywa od zdrajców i nie chce się odpieprzyć od generała.

Powiedział, żebym przyszedł jutro bo on teraz pracę kończy, ja mu mówię, że tu nie ma chwili do stracenia bo Cejrowski może w każdym momencie wyjechać na jakąś wyprawę i uciec do jakiegoś kraju egzotycznego, który nie ma podpisanej umowy o ekstradycję z Polską i sobie będzie tam siedział do końca życia w moich butach i szukaj wiatru w polu. Stary policjant mówi, że jak tak to tak i żebym on tylko sprawdzi gdzie Cejrowski mieszka i jedziemy zaraz. Wziął jeszcze pistolet, pałkę, kajdanki, gaz pieprzowy, paralizator i inne sprzęty żeby Wojciechowi zadać cierpienie przy zatrzymaniu i pojechaliśmy do Konstancina pod Warszawą, gdzie według dokumentów Cejrowski jest zameldowany. Dojeżdżamy pod adres podany a tam willa olbrzymia, wielka była prawie jak szkoła podstawowa do której chodziłem. Pierwowzór Borewicza dzwoni do furtki a Cejrowski przez głośniczek mówi, że on dziękuje ale zarówno nowoczesny odkurzacz jak i pościel ekologiczną już ma, na co policjant jak na filmach krzyczy, że otwierać policja. Cejrowski wychodzi z domu w majtkach samych, koszuli hawajskiej i moich butach i otwiera furtkę. Ja krzyczę, że to moje buty są i żeby oddawał a policjant krzyczy, że on mu zaraz pokaże co się robi z kontrrewolucjonistami na co Cejrowski Wojtek tylko się uśmiecha i mówi, że panowie spokojnie, zapraszam do środka, wszystko sobie wyjaśnimy. No to wchodzimy do środka a ja mu się cały czas patrzę na nogi, żeby z tymi butami niczego nie zrobił i żeby się zaraz nie okazało, że on jest boso i o żadnych butach nic nie wie. W środku przepych ogromny, wszystko wyłożone marmurem, na ścianach wiszą głowy zwierząt dzikich jak hipopotamy i nosorożce. Poszliśmy do jakiegoś pokoju i Cejrowski nas posadził przy takim stoliku zrobionego z odciętej nogi słonia i mówi do policjanta, że on mu trochę przypomina porucznika Borewicza no to policjant się trochę jakby uśmiechnął i mówi, że dobrze mu przypomina bo porucznik Borewicz był na nim wzorowany, i że on był dobrym milicjantem całe życie, bronił porządku i nie rozumie dlaczego Cejrowski ich obraża wciąż. Cejrowski zaczął się śmiać do rozpuku i mówi, że przecież z tym obrażaniem to jest taka gra, żeby skanalizować nastroje antykomunistyczne i pieniądze wyciągać, a on sam od małego władzę ludową szanował i był z nią za pan brat, że już w szkole średniej donosił do UB na solidaruchów i na przykład na Grześka Przemyka to on sam osobiście doniósł, żeby go milicjanci dopadli jak pił po maturze, i że jak on sobie inaczej wyobraża, żeby on w tamtych czasach dostawał zgody na podróże zagraniczne. Cejrowski poleciał do innego pokoju i zaraz wraca z rękami pełnymi różnych papierów i pokazuje: moja pierwsza lojalka, mój pierwszy donos, podziękowania pisemne od generała Kiszczaka itd.
Policjant mu mówi, że bardzo ładnie i docenia wszystko ale dlaczego po 1989 tak się sprzedał na co Wojciech mówi, że to wszystko tak zaplanowane, żeby z tych programów podróżniczych i publicystycznych ciągnąć pieniądze i on prawie wszystkie te pieniądze przekazuje na Stowarzyszenie Ordynacka tylko sobie tyle zostawił, żeby mieć ten dom bo nie będzie przecież mieszkał jak zwierzę w jakiejś klitce zagrzybionej jak solidaruchy. A to wszystko było w ogóle pomysłem Jurka Urbana, który tutaj mieszka przez płot i zaraz wpadnie wypić po maluchu za stare czasy no i faktycznie jak Cejrowski to mówił to przez okno zobaczyłem, że Jerzy Urban wychodzi do ogródka dom obok, włazi na drzewo przy płocie, po gałęzi nad tym płotem przechodzi i skacze. Mógł ulicą iść ale widocznie taką miał fantazję. Wystraszyłem się, że się połamie bo wysoko było ale on głowę pochylił w dół i uszy zatrzepotały i go tak spowolniło, że wylądował jak kapitan Wrona Tadeusz. Policjant zobaczył Urbana i cały uradowany mówi, że od zawsze go chciał poznać, na co Cejrowski od razu wyciąga z szafki butelkę i szkło. Mi też polali, ja zszokowany wypiłem, a Urban pyta, czy pamiętają jak pacyfikowali zakłady meblowe w Sieradzu w 1981. Oni wszyscy w śmiech i się zaczynają przekrzykiwać co który pamięta, jak jakiegoś robotnika bili pałką w jaja i on tak piszczał śmiesznie, i rechoczą. Oni opowiadają jakieś anegdoty sobie, a ja siedzę cicho i patrzę na moje buty na nogach Cejrowskiego i w końcu mówię do policjanta, że tutaj śmichy chichy gadu gadu a przecież przyjechaliśmy moje buty odzyskać na co policjant oburzony, że mam przestać towarzysza Wojciecha szkalować i wypierdalać w podskokach. Ja mówię, że bez butów moich nigdzie nie idę na to on mi psikną w twarz gazem pieprzowym, że oddech straciłem i oczy mi załzawiło, złapał za kołnierz, wyprowadził na ganek i zajebał kopa w dupę aż zleciałem na dół. Cejrowski zaraz otworzył pilotem drzwi od garażu i 3 hieny tropikalne stamtąd wyskoczyły i od razu do mnie. Uciekłem za płot, furtkę zatrzasnąłem a one ujadają. Cejrowski, policjant i Urban tylko patrzyli przez okno i się śmieli ze mnie a ja musiałem do domu wracać autobusem podmiejskim w dziurawych adidasach. Teraz to już miarka się przebrała i na pewno tak tego nie zostawię i jakimś sposobem swoje buty odzyskam.

Cejrowski i buty cz. 1

Zima idzie a ja w starych adidasach już miałem dziurę taką, że można było 2 palce wsadzić więc po miesiącu wyrzeczeń dzięki którym zaoszczędziłem pieniądze, poszedłem wczoraj do galerii handlowej kupić sobie porządne buty na zimę. W sklepie CCC znalazłem, solidne wykonanie, przystępna cena, modny wygląd- nie zastanawiałem się długo. Wróciłem z butami do domu, pochodziłem w nich po pokoju, poprzeglądałem się w lustrze i czułem dobrze. Jeszcze je solidnie zaimpregnowałem, żeby nie przepuszczały wody i się nie niszczyły.Dzisiaj poszedłem w swoich nowych butach na uniwersytet. Czułem się dzięki nim bardziej pewny siebie, jak siedziałem na korytarzu to nogi wyciągałem daleko, żeby ludzie lepiej widzieli jakie mam eleganckie buty.Po zajęciach czekam na przystanku na Krakowskim Przedmieściu na autobus a tu z kawiarni wychodzi znany podróżnik katolicki WojciechCejrowski. Elegancko ubrany a nie w jakąś tam koszulę hawajską, z egzotycznych motywów to miał tylko w ręce taki kubeczek na yerba mate.Popatrzył się na mnie, na moje buty i podchodzi i zagaduje, czy te buty to są te z CCC za 139,00zł.Ja mu zadowolony mówię, że tak panie Wojtku, te same dokładnie, i że miło, że pan zauważył.Cejrowski na to powiedział tylko>ŚmiećMi szczęka opadła i nie wiem o co chodzi. Cejrowski pyta, którego wyrazu nie rozumiem "śmieć" czy "śmieć". No to ja mówię, że obydwa rozumiem tylko nie wiem dlaczego tak mówi. Cejrowski mówi, że dlatego, że tylko śmieć może nosić takie chujowe, biedackie buty. Że on do dzikich krajów jeździł i tam ONZ i Czerwony Krzyż takie buty przysyłał dla biednych ludzi za darmo i nawet oni nie chcieli w nich chodzić tylko wyrzucali. I że nawet było specjalne posiedzenie komisji UNICEF, że nie wolno głodnym dzieciom takich gównianych butów dawać, więc tam przestali wysyłać tylko do sklepów do Polski.Ludzie na przystanku śmiechają pod nosami i się patrzą na moje buty, ja już gula w gardle i staram się jakoś jeden za drugim schować ale to nic nie daje. Ale jednak pomyślałem, że nie dam sobą pomiatać nawet znanemu człowiekowi i krzyczę na Wojciecha, że on sam przecież boso przez świat chodzi więc nie ma prawa się do moich butów przypierdalać.Cejrowski w śmiech i mówi, że boso to on chodzi w eleganckich krajach zagranicznych a nie w Polsce gdzie co 5 metrów można w psie gówno wejść albo jakąś strzykawkę z HIV, i że po Polsce to on chodzi w porządnych butach i pokazuje mi swoje buty z jakimiś frendzlami, paskami, dolce&gabana i że nawet taki guzik mają, że jak go lawina przysypie w tych butach to on ten guzik naciska i go wtedy można znaleźć pod śniegiem.Ja nie daję za wygraną i krzyczę, że przecież on jest człowiekiem wierzącym gorliwie i że Pan Jezus chodził boso albo w jakichś rozpadających się sandałach więc dlaczego on mnie obraża. Cejrowski na to, że z tymi sandałami Jezusa to lewacka propaganda II Soboru Watykańskiego i Jezus obuwie dobierał bardzo starannie, i jakby teraz zszedł na ziemię znowu i mnie w takich butach zobaczył to by mi w mordę przypierdolił.Ja cały czerwony, nie wiem co powiedzieć, ludzie ryczą ze śmiechu a Wojtek Cejrowski mówi, żebym się zachował jak biały człowiek honoru i te buty zdejmował i wypierdolił. No to ściągam te buty, cały już zaryczany bo tak mi było ich szkoda i odkładam do kosza na śmieci na przystanku delikatnie, bo je chciałem wyjąć jak Cejrowski pójdzie.Stoję na śniegu w samych skarpetkach, nogi aż pieką od zimna, autobus powoli nadjeżdża, chciałem szybko buty złapać i wskoczyć do środka ale jak się rzuciłem do śmietnika to Wojciech mi zagrodził drogę i powiedział, żebym miał trochę godności. Wsiadłem bosy do autobusu, przejechałem jeden przystanek, wysiadłem i biegiem lecę z powrotem buty zabrać. Grzebię w śmietniku, wszystko wyrzucam z niego ale butów nie ma. Pytam ludzi co stali na przystanku, czy butów ktoś ze śmietnika nie zabrał a oni mówią, że tak, że znany podróżnik Wojciech Cejrowski tutaj był i wziął buty i powiedział, że jedzie na ryzykowną wyprawę do Nepalu i w sam raz będzie miał buty eleganckie i niezawodne.A ja będę całą zimę zapierdalał w starych adidasach.